Wielomiłość, czyli czym jest poliamoria

Wyobrażacie sobie sytuację, w której dzielicie faktyczną miłość romantyczną i cielesną z kilkoma kobietami lub kilkoma mężczyznami? Dla większości przedstawicieli naszego społeczeństwa jest to wciąż niewyobrażalna relacja. Wszak standardem kulturowym jest małżeństwo złożone jedynie z kobiety i mężczyzny, a wszelkie odstępstwa od tego często są traktowane jako wypaczenia (dość wspomnieć, że bigamia, czyli zawarcie małżeństwa w czasie pozostawania w innym, „starym”, jest karalna – można przez to trafić nawet na dwa lata do więzienia!).
Tymczasem istnieje grupa ludzi, którzy faktycznie żyją w związku z większą ilością partnerów, i to za ich przyzwoleniem! Poliamoryści, bo tak ich nazywamy, różnią się od swingersów – w przypadku tych pierwszych ważny jest przede wszystkim związek emocjonalny z pozostałymi członkami grupy, natomiast swingersi, jak pisaliśmy w jednym z wcześniejszych tematów, pozostają w uczuciach tylko z jednym partnerem, twierdząc zresztą, że stosunek seksualny z innymi osobami umacnia to, co dzielą ze swoimi mężczyznami czy kobietami.
Czym dokładnie jest poliamoria? Jakie zasady panują w takich relacjach? I ostatecznie – czy poliamoria jest też popularna w Polsce? Sprawdźmy to.

Zdefiniujmy wielomiłość

Sięgając do greki i łaciny, można łatwo zauważyć dwa człony – poli, czyli „wielość” i amour, czyli „miłość”. Pojęcie to zostało wykute przez amerykańską parę w latach 80., Morning Glory i Oberona Zellowe. Są to relacje między różnymi osobami, które jawnie żyją ze sobą, co oznacza, że każdy uczestnik takiego układu wie o istnieniu pozostałych. Najważniejszy jest tu związek emocjonalny, choć często (ale nie zawsze) podkreśla się, że główną zaletą jest swoboda seksualna między różnymi osobami.
Jawność istnienia różnych partnerów jest szalenie istotna. Jeśli fakt ten utrzymuje się w tajemnicy, traktowane jest to wówczas jako zdrada. Nie zmienia to faktu, że w takich relacjach zazwyczaj wyodrębnia się para, którą łączą wyjątkowo silne relacje emocjonalne. Nie jest to oczywiście regułą – tyle, ile układów poliamorycznych, tyle zasad i prawideł.

Jakie zasady obowiązują osoby, które wchodzą w związek poliamorystyczny?

Najistotniejszą zasadą jest przede wszystkim wyżej wspomniana reguła – najważniejsze jest to, aby każdy partner seksualny i emocjonalny takiego związku był jawny. Innymi słowy, jeśli nawet pojawi się ktoś nowy w takiej sieci, ważne jest, by przedstawić go pozostałym członkom układu. Wszyscy pozostali również mogą wejść w intymne relacje z taką osobą, na co pozwala im owa jawność. Wbrew pozorom lojalność i wierność w takich układach są bardzo ważne.
Drugą istotną zasadą jest otwartość związku. W zasadzie każdy może wejść i wyjść z tego układu, kiedy zechce. Jednak w chwili wchodzenia w taką relację, muszą być w pełni poddani zasadom. Istotne jest też to, że trzeba szanować także wolność i relacje innych – nie można wykazywać zazdrości wobec osób, które funkcjonują w takim związku. Tak samo, jak niewskazana jest zaborczość – decydując się na życie w poliamorii, przystajemy na to, że na przykład w tym momencie ten konkretny partner z tą wybraną partnerką mają ochotę na to, by pobyć sami, a nie w gronie pozostałych.

Dlaczego ludzie decydują się na związki poliamoryczne?

Dla osób, które wybierają taki styl życia, monogamia nie tyle jest przewartościowana, co nienaturalna. Niektórzy powołują się na fakt, że pierwotne grupy rodzinne i plemienne najprawdopodobniej były poliamoryczne, a monogamia jest kulturowym konstruktem, który został narzucony przez zasady moralne i religijne.
Sami poliamoryści twierdzą, że są zdolni do kochania wielu osób bez uczucia zazdrości. Biorąc pod uwagę fakt, że poliamoria wiąże się nie tylko z relacjami erotycznymi (choć jest to przez wiele osób z takich relacji uznawane za jeden z ich głównych atutów), a emocjonalnymi, to jest to wprost zaskakujące. Na pewno trudny jest fakt porzucenia zazdrości, gdyż wiąże się ona z poczuciem posiadania. Człowiek zaś jest mocno terytorialnym i zaborczym zwierzęciem. Dlatego psychologowie dopatrują się w takich układach albo płytkiego zaangażowania emocjonalnego, albo głębokiej świadomości i dojrzałości. Dla wielu członków sieci poliamorystycznych tego typu relacje intymne na poziomie uczuciowym i cielesnym są wyraźną emancypacją obu płci. Stąd też niektórzy uważają go za element nurtu skrajnego feminizmu.
Jednym z wielu powodów, dla których też niektórzy decydują się wejść w podobny układ, jest zawód związkami monogamicznymi. Jak sami twierdzą – zaangażowanie w relację z jedną osobą na dłużej rodzi wzajemne frustracje, po pewnym czasie męczy i buduje napięcie, które można rozładować jedynie poprzez agresję. Tym samym bardziej logiczne jest nawiązanie relacji z większą ilością osób, bez wzajemnych pretensji i oczekiwań, jedynie trzymając się zasad dotyczących jawności, wierności, lojalności i braku zazdrości.
Zdecydowanie nie jest to życie dla każdego – wymaga samodyscypliny emocjonalnej. Wszak nie każdy jest w stanie znieść to, że partner nie tylko uprawia seks z kimś innym, ale być może czuje do tej osoby coś więcej. Sceny zazdrości więc mogą skutecznie zrujnować taką sieć.

Poliamoria w oczach specjalistów

Wielomiłość jest też polem zainteresowań także wielu psychologów i seksuologów. Lew-Starowicz, który jest prawdopodobnie najszerzej znanym polskim seksuologiem, zauważa, że skoro osoby takie nie odczuwają zazdrości, oznacza to, że być może nie są tak mocno zaangażowane w relację partnerską, którą to uczucie cechuje. Zazdrość bowiem jest mechanizmem obronnym na potrzeby związków monogamicznych. Łączy się z poczuciem przywiązania i wzajemnej zależności.
Niektórzy psychologowie jednak twierdzą inaczej. Uważają, że jeśli ktoś trwa w takim układzie z własnej woli, jest świadom, z czym się ono wiąże, to spełnione są wszelkie przesłanki dotyczące związku partnerskiego. Wydaje się jednak, że większość specjalistów jednak przestrzega przed tego typu stylem życia. Konsekwencją mogą być zaburzenia dotyczące poczucia własnej wartości i bezpieczeństwa. Decyduje o tym bowiem fakt, że w każdej chwili ktoś może wypaść z takiej relacji. Z drugiej strony wymaga ona cały czas bycia atrakcyjnym. W przeciwnym wypadku zainteresowanie taką osobą może spaść, przez co zejdzie na drugi plan zarówno w relacjach emocjonalnych, jak i seksualnych.
Część specjalistów uważa również, że wchodzenie w relacje poliamoryczne to uciekanie przed swoimi problemami. Szczególnie jeśli wcześniej próbowali sił w związku z jedną osobą. Zamiast podejmować próby rozwiązania kłopotów, jakie pojawiają się w układzie dwóch osób, decydują się na pewne „łatwiejsze” wyjście – swobody życia, wchodzenia w relacje intymne z dowolnymi osobami, przy jednoczesnym pozostawianiu swoich problemów za sobą, zamiast stawianiu im czoła.

Szczęśliwy jak wyemancypowany poliamorysta

Niezależnie jednak od opinii specjalistów, zwolennicy takiego trybu życia określają go jako wyzwalający. Odnajdują w nim poczucie szczęścia i, nawet jeśli jest ono złudne, to jest dla nich najważniejsze. Niektórzy nawet twierdzą, że dzięki otwarciu związku, mogą pogłębić swoje relacje z dotychczasowymi partnerami.
Jak jest w rzeczywistości? Tego tak naprawdę mogą dowiedzieć się po latach, czując się nasyconymi życiem lub też kończąc z poczuciem braku. Dzisiaj poliamorzyści coraz głośniej mówią o swoim prawie do prowadzenia tego typu życia – bez piętna ze strony innych, oczerniania i wyzwisk. Jak wspomnieliśmy, stało się to elementem walki niektórych feministek o wyrwanie z pewnych konwenansów, jako element emancypacji. Jedną z nich jest Tilda Swinton, brytyjska aktorka, która ma swobodne podejście do relacji z ludźmi.
Także w Polsce coraz głośniej domagają się swoich praw. Zasadniczo zarówno obecne prawo karne, jak i konstytucyjne, jest dla nich represyjne – zapis o tym, że małżeństwo jest wyłącznie związkiem jednego mężczyzny i jednej kobiety, brak regulacji dotyczących związków partnerskich, a także karalność bigamii z pewnością mogą rodzić pewne komplikacje. Nie mówiąc o społecznym napiętnowaniu, tym bardziej że Polacy wciąż dają sobie dyktować prawa dotyczące także ich stref prywatnych. Największe obawy jednak tylko budzi jeden fakt: co w przypadku, kiedy w takich relacjach pojawią się dzieci? Czy możliwość zakończenia relacji przypadkiem nie wpłynie na ich wychowanie, rozwój i wykształcenie? Póki takie związki żyją w pewnym „podziemiu”, ciężko jest ocenić ich wpływ na rozwój najmłodszych.


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *