Wyobraźmy to sobie – bajecznie błękitne morze, piaszczysta złota plaża, prażące z nieba słońce, obowiązkowo drink z palemką a obok… Albo atrakcyjna, egzotyczna dziewczyna lub wyrzeźbiony, śniady tubylec o wyposażeniu, jakiego próżno szukać we własnym kraju. Tak zazwyczaj obrazujemy sobie seksturystykę, czyli proceder wyjeżdżania na wczasy w celu przeżycia wakacyjnych romansów lub zawierania kontaktów seksualnych.
Czy to zjawisko rzeczywiście tak wygląda? Otóż niekoniecznie – wszystko bowiem zależy od tego, skąd i dokąd wyjeżdżamy. Przeciętny turysta wyobraża to sobie raczej jako przeżycie wakacyjnej przygody z kimś, kogo się poznaje. Ci bardziej wtajemniczeni wiedzą jednak, że jeśli jedzie się na wczasy, by uprawiać seks, to najczęściej jest to miłość za pieniądze. Powiedzmy sobie też wprost – często nielegalna „miłość”.
Seksturystów zazwyczaj można podzielić na dwie kategorie:
- tych, którzy idą na żywioł – jadą do wybranego kraju, by później szukać na miejscu przybytków rozpusty (lub po prostu wychodzą na ulicę, gdzie jest mnóstwo naganiaczy),
- tych, którzy płacą za wszystko z góry – w Polsce to zdecydowana rzadkość, jednak w innych krajach biura podróży wprost przedstawiają zalety kurortów pod względem dostępności usług seksualnych lub nawet organizują specjalny wyjazd, gdzie takie zabawy wpisane są już w cenę.
Jak wygląda zatem seksturystyka na świecie i w Polsce?
Główny kierunek – Daleki Wschód i Afryka
Choć turystyka seksualna jest również obecna w Europie (o czym powiemy sobie więcej w dalszej części), to zdecydowanie największymi faworytami są państwa Dalekiego Wschodu i Afryki.
Każdy z tych regionów ma swoje walory – Tajki i inne kobiety z tamtych krajów cieszą się często filigranową figurą, a także młodym wyglądem. Afrykanki natomiast zazwyczaj mają bujniejsze i pełniejsze kształty.
O walorach czarnoskórych mężczyzn nie trzeba wspominać. Obok nich, panie też cenią sobie często Hindusów – wielu parających się „zawodem” panów do towarzystwa z tamtego regionu, jako dziedzice kultury Kamasutry, zgłębiło najróżniejsze techniki miłości, w tym technikę tysiąca pchnięć, która daje ponad godzinę intensywnych wrażeń seksualnych.
Nie inaczej jest z mężczyznami pochodzenia arabskiego – egzotyczna uroda, nienaganne maniery, a także usługiwanie na każde wezwanie. Tyle przynajmniej można wyciągnąć z forów, gdzie panie wymieniają się doświadczeniami, dotyczącymi tamtejszych mężczyzn.
Trudno też ukrywać, że za tymi kierunkami przemawia również cena – do Tajlandii najdroższy jest tak naprawdę przelot i zakwaterowanie. Utrzymanie się na miejscu, jak i korzystanie z usług prostytutek to sprawy groszowe (wystarczy powiedzieć, że cena spędzenia jednego dnia z damą lekkich obyczajów kosztuje zaledwie około 20 euro). Wspomnijmy jednak, że prostytucja w tym kraju jest od lat nielegalna. Nie przeszkadza to jednak w tym, żeby Pattaya była największym b… domem publicznym na całym świecie.
Amerykanie jeżdżą na południe i na wschód
Jak układają się preferencje seksturystyczne mieszkańców USA? Ci biedniejsi zazwyczaj fundują sobie wyjazd tuż za granicę – do Meksyku. Mają tam wszystko, czego potrzebują, czyli egzotyczny klimat, młode i chętne dziewczyny, które za kilka dolarów zrobią wszystko.
Ci bardziej zamożni częściej wybierają Europę. Co ciekawe – wielu z nich postrzega Stary Kontynent jako miejsce nieustannej rozpusty. Najpopularniejszymi kierunkami pozostają Amsterdam ze swoją dzielnicą czerwonych latarni, a także kraje Europy Wschodniej (wszak przez wiele lat ten region był dla nich zamknięty, więc, na swój sposób, jest bardzo egzotyczny).
Spragnieni słońca natomiast często wyjeżdżają do Ameryki Południowej. W końcu w brazylijskich czy kolumbijskich kurortach turystycznych można znaleźć mnóstwo egzotycznych uciech. Nie zmienia to jednak faktu, że podobnie jak w przypadku Europejczyków, często też decydują się na wyjazd do Azji Wschodniej.
Gdzie natomiast udają się Polacy i inni europejczycy?
Kierunki wyjazdów naszych rodaków są zróżnicowane. Jeszcze niedawno, aby zaznać trochę uciech za pieniądze, jeździliśmy za najbliższą granicę – do Rosji, na Ukrainę czy do Bułgarii. Była to jednak uboższa wersja seksturystyki. Jednak wraz ze wzbogacaniem się społeczeństwa, zaczęły się też zmieniać wektory podróży. Co więcej – wielu Polaków, jak twierdzi Jessica Jacobs w „Seksturystyce w przestrzeni postkolonialnej”, dołączyło do mężczyzn z Anglii, Francji, Niemiec i USA, którzy jeżdżą właśnie do wspomnianej Tajlandii.
Mimo że w Polsce raczej trudno jest znaleźć oficjalne ogłoszenie, dotyczące tego typu wakacji, to nic nie stoi na przeszkodzie, by dopytać agenta biura podróży o to, gdzie najlepiej wyruszyć, by zaznać trochę cielesnych uciech.
Gdzie więc Polacy wyjeżdżają po seks? Zdecydowanie jednym z najpopularniejszych kierunków (szczególnie wśród pań) jest Egipt. Panie cenią sobie mężczyzn z tego kraju za ich romantyczność, a także za dbałość o siebie, jak i o nie. Stąd też Szarm El-Szejk i Hurghada cieszą się tak ogromną popularnością.
Często też jeździmy do Hiszpanii, a w szczególności na Costa del Sol. Słoneczne Wybrzeże z Costa Natura, będącą wioską naturystyczną, to idealne miejsce na zapomnienie się i oddanie hedonistycznej zabawie. Obok niej króluje Ibiza – tej imprezowej wyspy, pełnej muzyki, tańców i miłości nikomu nie trzeba przedstawiać.
Seksturystyka w Polsce
Mogłoby się wydawać, że żyjemy w kraju ogromnej pruderii – nic bardziej mylnego. Euro 2012 było przełomowym czasem dla prostytucji w Polsce. Już wcześniej cieszyła się niemałą popularnością, gdyż mężczyźni z całego świata mogli się cieszyć względami nie tylko rodzimych dziewczyn, ale również Czeszek, Ukrainek, Rosjanek i Bułgarek. Dzisiaj ten wybór mocno się poszerzył.
Wraz z przygotowaniami do Mistrzostw Europy w piłce nożnej, szykowały się również lokalne domy publiczne. Choć sutenerstwo oficjalnie jest nielegalne w Polsce, to podobno wśród Anglików po tej wielkiej sportowej imprezie zaczęło chodzić powiedzenie, że „tylko głupi nie znajdzie burdelu w Krakowie”.
W czasie Euro 2012 turyści z całej Europy mogli się przekonać o „szerokiej ofercie” polskiej prostytucji. Dzisiaj wskazuje się na trzy główne jej ośrodki – Świnoujście, jako jedno z miast przygranicznych, gdzie panowie z Danii, Szwecji, Niemiec i innych krajów skandynawskich mogą spotkać panny z Europy Wschodniej, Gdańsk, gdzie podobno wyjątkowo popularne są same Skandynawki, a także Warszawa – naturalnie jako największe miasto w Polsce i stolica, która cieszy się dużym zróżnicowaniem społecznym. Tutaj panowie mogą zabawić się nie tylko z Polkami (które podobno są w mniejszości), ale też i z Tajkami, Japonkami i czarnoskórymi dziewczętami. Nie brak tu też żigolaków z różnych krajów – Indii, Turcji, państw bałkańskich i wielu innych. Nic więc dziwnego, że o Polsce zaczyna się mówić jako o Tajlandii Europy.
Czemu w ogóle wyjeżdżamy na sekswakacje?
To nie tylko kwestia dobrej rozrywki i chęci przeżycia przygody. Jak mówią specjaliści, seksturystyka odrealnia, gdyż pomaga oderwać się zupełnie od rzeczywistości, w której się żyje. Panie najczęściej motywują swoje wyjazdy tym, że wreszcie mogą się poczuć adorowane i czują się kobietami. Problem w tym, że ich adorator najczęściej te same słowa powtarza dziesiątkom, jeśli nie setkom innych pań.
Z drugiej strony panowie decydują się na korzystanie z usług dam do towarzystwa w egzotycznych krajach, paradoksalnie, dlatego, że tam wreszcie mogą się poczuć mężczyznami. Rodzima prostytucja daje tylko chwilowe zaspokojenie seksualne, w Tajlandii na przykład nabiera zupełnie innego wymiaru – kobiety bowiem dbają o to, aby ich klientom rzeczywiście było dobrze. Nie ma tu zatartych różnic, które mężczyźni znają z Europy, gdzie kobiety są wyemancypowane i stawiają ich do kąta, dąsają się, a co gorsza – mogą czasem mieć ochotę na to, co oni.
W jednym i w drugim przypadku płaci się nie tylko za seks – ale też za iluzję szczęścia i spełnienia.
Dobra rozrywka czy wątpliwy moralnie i legalnie proceder?
W wakacyjnych romansach nie ma nic złego. W prostytucji, jeśli jest legalna, zasadniczo też nie. Problem w tym, że w większości tych państw sprzedawanie swojego ciała jest niezgodne z prawem. Dlatego w Egipcie popularne jest urfi – czyli tymczasowy związek małżeński, umożliwiający współżycie z obcą kobietą. Mężczyzna może zawrzeć go z setkami kobiet, które nawet nie są tego świadome, że jest to tylko i wyłącznie przyzwolenie na seks, nieciągnące za sobą żadnych dalszych zobowiązań i konsekwencji. W Tajlandii natomiast… nikt się tym specjalnie nie przejmuje.
Problemem jest też fakt, że prostytucja dla wielu tych osób – tak kobiet, jak i mężczyzn, jest jedynym źródłem dochodu na całą rodzinę. Niekiedy też znalezienie sponsora z Europy jest jedynym sposobem na ochronę na miejscu (jak to jest np. w Kenii, gdzie dziewczęta bez „opiekunów” często są narażone na gwałty ze strony mieszkających lokalnie mężczyzn). Nie brakuje tu oczywiście happy endów, gdzie rzeczywiście panowie wiążą się z wybraną dziewczyną, jednak jest to prawdziwa rzadkość.
Ostatecznie pozostaje jeszcze jeden element, dlaczego seksturystyka może budzić wątpliwości. W miejscach, które nie do końca poprawnie nazwalibyśmy krajami Trzeciego Świata, nie ma kontroli nad tym procesem, nawet jeśli prostytucja jest zakazana. Tym samym jest to oaza dla tych, którzy szukają uciech wątpliwych legalnie i moralnie, jak na przykład pedofile. Znaczny procent dziewcząt, które można spotkać na ulicy Pattayi, nie ukończyło 14 roku życia, a niektórzy naganiacze wprost oferują seks z dziewicami, który kosztuje około 100-150 dolarów. A to tylko szacunki z jednego miasta.